Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Dzieci to narzędzia w walce o korzyści rozwodzących się rodziców... – O fatalnych skutkach alienacji rodzicielskiej rozmawiamy z psychologiem Dariuszem Kecler

17 466  
97   58  
Czy alienacja rodzicielska faktycznie jest tak dużym społecznym problemem? Kto pada jej ofiarą? Czemu sądy orzekające w sprawach opieki nad dziećmi opierają się głównie na społecznie utrwalonych stereotypach, a nie na obiektywnej ocenie? Na ten temat oraz wiele innych rozmawiamy z Dariuszem Kecler – psychologiem wyspecjalizowanym w sprawach pomocy ofiarom przemocy w rodzinie.
Polska lewica oraz lewicowi publicyści powtarzają, że „alienacja rodzicielska” nie istnieje, że to termin szkodliwy i że nie należy go używać. Czy to znaczy, że zjawisko to nie istnieje?

Jak najbardziej istnieje i nie dotyczy tylko rodziców, ale i nawet dziadków. To już jest tylko kwestią nazewnictwa. Aby nie brnąć w ten konflikt, powinniśmy raczej przyjąć, że jest to izolowanie, czy raczej – dystansowanie dziecka od drugiej, bliskiej osoby. Najważniejsze jest to, że takie zjawisko występuje i na domiar złego – podejmowane są naprawdę małe i nieskuteczne działania, aby zmniejszyć skalę tego problemu.

Od redakcji: Wbrew powszechnym tezom wielu polskich „autorytetów” Światowa Organizacja Zdrowia nie odrzuciła definitywnie terminu „alienacja rodzicielska”, tylko uznała, że to nie jest termin medyczny, ale „jest kwestią istotną w konkretnych kontekstach sądowych

Według różnych źródeł alienacja rodzicielska ostatecznie uderza w nawet i 30% dzieciaków z rozbitych rodzin...

Przede wszystkim – nie ma dokładnych badań, które by te liczby potwierdzały. Poza tym pan użył sformułowania „z rozbitych rodzin”, ale przecież istnieją także rodziny, które nie są rozbite, a jej członkowie są ze sobą cały dzień. To nie jest też tylko zjawisko, które występuje jedynie w sytuacjach, gdy rodzice nie zamieszkują ze sobą. Trzeba tutaj podkreślić, że izolacja i dystansowanie nie dotyczą tylko bezpośrednio rodzica (w tym wypadku – najczęściej ojca), ale także pozostałych członków jego rodziny, takich jak dziadkowie, wujkowie, bratankowie. W naszych warunkach bardzo często obserwuje się izolację i dystansowanie w rodzinach, które pozornie normalnie funkcjonują i żyją ze sobą na co dzień. To chociażby przeciąganie dzieci na swoją stronę w momentach kłótni, umieszczanie ich w długim konflikcie między rodzicami.


Ofiarami izolacji rodzicielskiej ostatecznie zawsze są dzieciaki. Zastanawia mnie, jakie są powody, dla których ktoś mógłby wykorzystać swoje własne dziecko jako broń przeciw byłemu partnerowi czy partnerce?

Tak jak pan słusznie zauważył – osoby poszkodowane to przede wszystkim dzieci. Izolacja i dystansowanie mają największy wpływ na ich obecne życie, ale także i na życie dorosłe. Jak już mówiłem – zazwyczaj stosowanie alienacji wycelowane jest w ojców. Jednakże, aby być sprawiedliwym, należy zaznaczyć, że to zjawisko dotyczy nie tylko mężczyzn, ale także w pewnym mniejszym stopniu również i kobiet.

Przyczyn jest wiele i nie można wskazać jednej ogólnej zasady. Istnieje kilka głównych czynników, które się tu pojawiają. Konflikty i spory wewnątrz rodziny stanowią często źródło tego problemu. Dzieci są wykorzystywane jako narzędzia w walce o osiągnięcie celów przez obie strony. W przepychankach o rozwody lub podział majątku często wykorzystuje się dzieci jako środek nacisku.

Na pewno część tych izolacji wynika z zaburzeń psychicznych którejś ze stron. Potrzebne jest dokładne i rzetelne diagnozowanie rodziców, zwłaszcza tych, którym powierza się opiekę pierwszoplanową, czyli tzw. wiodącą.

Na pewno niemała część przypadków alienacji to próba zemsty czy odegrania się jednego rodzica na swoim byłym partnerze. W wielu sytuacjach alienacja rodzicielska wynika także z niedotrzymywania umów, które były zawarte na samym początku związku. Ludzie często ustalają podział ról, obowiązków i odpowiedzialności w rodzinie, ale po pewnym czasie okoliczności mogą się zmienić. Życie nie zawsze układa się tak, jak zakładaliśmy, co prowadzi do wewnętrznego konfliktu i rywalizacji. Wpływ na realizację celów, które były postawione, staje się priorytetem, a wspólnotowość oraz zasada synergii zostają zepchnięte na drugi plan. Trzeba zrozumieć, że związek to nie tylko suma dwóch indywidualności. To wspólna podróż, w której obie strony mają wpływ na siebie.

W niektórych przypadkach izolacja i dystansowanie są też wyrazem podążania za modą w dziedzinie wychowania dzieci. Współczesny styl życia promuje samodzielność rodzica jako jedynego opiekuna. Jest to przekonanie, że można wychować dziecko i ukształtować jego osobowość bez udziału drugiego partnera życiowego. Tymczasem relacje rodzinne mają przecież ogromny wpływ na rozwój emocjonalny i społeczny dziecka, a współpraca, zrozumienie i otwarta komunikacja są kluczowe dla zdrowego funkcjonowania rodziny. Moda może wpływać na nasze wybory, ale ważne jest, aby zachować równowagę między indywidualnością a wspólnotą.

Wiele z tych efektów ograniczenia kontaktu z najbliższą osobą objawia się w wieku późniejszym...

To jest temat, który, mimo pozorów, jest bardzo dobrze zbadany. Dorosłe osoby często zmagają się z różnymi deficytami i wyzwaniami wynikającymi z takiej izolacji. Jednym z obszarów, który może być dotknięty, jest poczucie własnej wartości. Osoby, które tego doświadczyły, mogą mieć trudności z docenianiem siebie. Często na przykład zastanawiają się, czy zasługują na miłość i akceptację.

Kolejny obszar to tożsamość i pochodzenie. Izolacja może zaburzyć poczucie tożsamości. Osoby takie zastanawiają się, kim są, jakie cechy odziedziczyły po rodzicach i czy są podobne do nich.
Warto również wspomnieć o zaradności życiowej i odwadze. Dystansowanie od jednego z rodziców może też bardzo ograniczać poczucie pewności siebie, co potem wpływa na to, że taka osoba unika podejmowania ryzyka i wyzwań.
Musimy sobie zdawać sprawę, że przy współczesnym modelu życia jeden rodzic, który pracuje i gdzieś tam jeszcze po drodze wychowuje dziecko, nie zawsze jest w stanie zaoferować temu dziecku odpowiednią ilość uwagi, wsparcia i czasu spędzonego razem. Nawet w takich rzeczach jak zabawa rodzice mogą się uzupełniać, wymieniać doświadczeniami i wspólnie tworzyć bezpieczne środowisko dla dziecka.
Badania pokazują, że osoby, które doświadczyły izolacji i dystansowania w dzieciństwie, często mierzą się też ze znacznie poważniejszymi trudnościami w dorosłym życiu. Oczywiście najbardziej skrajnym efektem jest zwiększona liczba prób samobójczych czy wręcz skutecznych samobójstw. U osób, które doświadczyły tych deficytów obserwuje się również większy poziom lęku.


A jak to wygląda w przypadku osób, w które alienacja rodzicielska jest wycelowania? Osobiście mam kilku bliskich mi kolegów, którym byłe partnerki, dla alimentów i z czystej złośliwości, drastycznie ograniczyły możliwość widywania się z dziećmi. Czasem mam wrażenie, że jedni są w stanie długo i zaciekle walczyć o swoje prawa, a inni popadają w stan zupełnego zobojętnienia i poddają się.

Najbardziej negatywne efekty u mężczyzn, którzy doświadczyli izolacji i dystansowania od swoich dzieci, to porwanie się na własne życie. To jest najgorszy skutek, który ich dotyka. W Polsce większość osób, które popełniają samobójstwa to właśnie mężczyźni. I dysproporcja między panami a kobietami jest w tym przypadku naprawdę olbrzymia.
W mojej pracy często spotykam się z czymś, co nazwałem zespołem stresu pourazowego u ojców. To jest podobne do PTSD (zespół stresu pourazowego) występującego u osób, które doświadczyły traumy. Ojcowie, którzy byli długo izolowani od swoich dzieci, mają dokładnie takie same objawy i deficyty. Często cierpią na epizody depresyjne, które mogą przerodzić się w chroniczną depresję. Zdarzają się również zaburzenia lękowe o różnym przebiegu lub zaburzenia w postaci chronicznego strachu o własne życie.
Warto zauważyć, że izolacja może prowadzić do rozstroju zdrowia zarówno psychicznego, jak i somatycznego, jak na przykład zakłócenie prawidłowej pracy układu gastrycznego lub kardiologicznego. To wszystko prowadzi do zupełnego rozstroju zdrowia, takiego trwania na granicy wyniszczania się, działania na swoją szkodę, niedocenienia siebie, niewidzenia sensu życia i ostatecznego poddania się.

Chciałbym jeszcze na moment zostać przy temacie mężczyzn. Dlaczego to w nich zazwyczaj wykierowana jest ta izolacja od dziecka? Czemu sądy zazwyczaj skłaniają się ku temu, aby to właśnie im ograniczyć prawa do widzenia się z pociechą?

Mężczyźni już od najmłodszych lat odczuwają presję. Wpaja im się, że powinni brać na siebie praktycznie całą odpowiedzialność za wszystko i za wszystkich. To ogromne obciążenie. A kiedy nie są w stanie sprostać temu wymogowi, nawet jeśli chcą się do niego dopasować, to nie potrafią pogodzić dwóch sprzecznych zjawisk: oczekuje się od nich odpowiedzialności i działania równocześnie, a to nie zawsze jest możliwe do wykonania.
Sądy w Polsce nadal działają na podstawie stereotypów. W instytucjach sądowych, a także wśród sędziów, utrzymują się pewne schematy myślenia oraz nawyki. Nie bada się kompetencji poszczególnych rodziców do opieki i wychowania. Badania bywają lakoniczne i jednorazowe. Zazwyczaj natomiast przyjmuje się pewne role stereotypowo, zakładając, że dotychczasowe rozwiązania są najlepsze dla dziecka.


Czyli jak to? Sąd, który powinien wydawać obiektywne werdykty, bazuje na stereotypach, a nie na przedstawionych dowodach i rzeczowych argumentach?

Na rutynie. Wypracowanej przez lata. Kiedy kobieta decyduje się opuścić dom z różnych powodów albo dom ten opuszcza ojciec, to zazwyczaj dziecko zostaje przy matce. Tak jakby domyślnie już należało ono tylko do niej. I że mama może sobie je zabrać jak jakiś przedmiot czy walizkę. Tak właśnie rozumują sądy. A to należałoby zorganizować inaczej już od podstaw – maluch powinien zostać u siebie w domu, w swoim naturalnym środowisku, a to rodzic, który z jakiegoś powodu nie chce żyć z partnerem lub partnerką, dom ten opuszcza i dopiero później, w procesie rzetelnej weryfikacji, zapada jakaś decyzja co do formy sprawowania opieki nad dzieckiem. Decyzja ta może zostać wypracowana z pomocą np. jakiejś instytucji i specjalistów zajmujących się takimi sprawami.

Tak to powinno wyglądać w idealnym świecie...

Tak to powinno wyglądać w naszym świecie. Nie musi być on idealny. Wystarczy, że przestaniemy traktować dzieci jak przedmioty, tylko jako podmioty. Póki co to można wyjść z dziećmi z domu, zabrać swój telewizor, swoją mikrofalówkę, swoją ulubioną poduszkę, zamknąć się w innym mieszkaniu, niczym w twierdzy, i nie wpuścić tam drugiego rodzica. Można też wyrzucić osobę, z którą się już nie chce być i zamknąć przed nią dostęp do wychowania, opieki i edukowania dziecka. W tym wszystkim nikt nie zwraca uwagi na potrzeby właśnie tych najmłodszych członków rodziny.


Na początku naszej rozmowy wspomniał Pan o tym, że tzw. alienacja rodzicielska… nie zawsze dotyczy tylko rodziców.

Tak, to bardzo ważne zagadnienie, o którym często nie myślą także i sądy. Przecież rozstanie się czy rozwód rodziców nie dotyczy jedynie tych dwóch osób. Każda z nich ma swoich bliskich – ojca, matę, babkę, wujków itd. Cały świat dziecka złożony jest z tych dwóch połówek, na które składają się nie tylko rodzice. Podczas spraw tego typu powinno się więc obligatoryjnie zadbać o kontakty nie tylko z mamą i tatą, ale także z innymi krewnymi, bo bardzo często taka na przykład babcia czy dziadek nie widzi potem swojego wnuka przez długie lata. Izolacja dotyczy wszystkich – całej drugiej połowy rodziny, z automatu. Tego sądy nie regulują, a powinny. Bardzo często dziadkowie muszą potem zakładać osobne sprawy o to, aby co miesiąc, chociaż przez parę godzin, móc zobaczyć się z wnukami.
Najgorsze jest to, że niektóre dzieciaki nawet nie wiedzą o tym, że mają takich krewnych. Dzisiaj nawet miałem na sesji dziewczynkę, która żaliła mi się, że nie zna swoich dziadków i że widząc, jak inni seniorzy przychodzą do szkoły odebrać jej rówieśników, czuje ten brak i jakąś tęsknotę, bo zdaje sobie sprawę, że oni gdzieś tam są, ale nigdy ich nie widziała. U innych dzieciaków dziadkowie angażują się w wychowanie, a ona tego została pozbawiona, tych najbliższych osób. Została pozbawiona, bo jeden z rodziców tak sobie zdecydował. I odebrał jej coś szalenie ważnego.

Mówimy o sytuacji w Polsce. A jak to wygląda w innych krajach postępowej Europy?

W wielu krajach zachodnich przyjmuje się jedną zasadę: rodzina się nie rozpada. Dziecko przecież nadal ma rodziców, tylko niemieszkających pod jednym dachem. Dlatego znacznie większy nacisk kładziony jest na potrzeby dziecka i rozsądnie podjęte decyzje, które potem mogą ciążyć na całe jego życie. U nas to wszystko jest znacznie bardziej powierzchowne, bazujące na stereotypach i pobieżnych ocenach biegłych. Ponadto przyjmuje się, że gdy rozpada się rodzina, to rodzice mogą nie poczuwać się do dalszej współpracy ze sobą, do dalszego wychowywania dziecka wspólnie, tak jak dotąd to robili. Do tej wspólnej odpowiedzialności.

Co musiałoby nastąpić na naszym gruncie, żeby ta sytuacja się zmieniła?

Zmiany legislacyjne, to na pewno. Przydałaby się też praca nad wprowadzeniem nowych standardów – nie tylko w wymiarze prawnym, ale także w wymiarze znacznie szerszym. Może jakaś psychoedukacja społeczna? Punktem wyjścia powinna tu być zasada mówiąca, że każda osoba, która nie chce już być w danym związku, ma prawo go opuścić i nie funkcjonować w nim, ale dzieci zostają. Chyba że wypracujemy jakieś inne warunki korzystne zarówno dla nas, jak i dla dziecka…


A tymczasem film „Tato”, gdzie wszystkie te grzechy wymiaru sprawiedliwości były dosadnie przedstawione, liczy już sobie 30 lat. A zmian jakoś za bardzo nie widać…

To fakt – niewiele się zmienia. Ba, proszę spojrzeć, jakie jest w ostatnim czasie podejście do mężczyzn i do ojcostwa. Męskość jest negowana, niedoceniania… Zaczęto wprawdzie trochę głośniej mówić o naszych problemach, z których jednym jest chociażby omawiana przez nas alienacja rodzicielska, ale nadal nic się nie robi. Czy istnieje jakiś lobbing w wymiarze ustawodawczym, aby na przykład badania zlecane przez sądy były dłuższe, wieloetapowe oraz bardziej rzetelne? Nie. Opinie wydawane są przez specjalistów, którzy spędzają z daną osobą zaledwie parę godzin. Przecież takie opinie powinny być przygotowane przez minimum dwa niezależne ośrodki, a spotkania ze stronami powinny być rozłożone w dłuższym czasie. Tak, aby finalnie sąd mógł porównać sobie oba wyniki i zobaczyć, jakie elementy się pokrywają, a jakie są ze sobą sprzeczne. Tu do zmiany są właśnie tego typu procedury, bo obecna, skostniała forma badań jest zdecydowanie nieodpowiednia. Wliczając w to działalność zespołu specjalistów sądowych, czyli w praktyce pracowników sądu, którzy na zlecenie tegoż sądu wydają opinie dla sądu. Tu nie ma żadnej niezależności.

Na szczęście są jednak narzędzia pomagające sensownie rozwiązywać tzw. sprawy rodzinne, zanim zdecydujemy się na prowadzenie batalii sądowych.

Tak, istnieją prywatne placówki, takie na przykład jak ta moja, gdzie pracują specjaliści, którzy pomagają rozstającym się parom w ułożeniu pewnych spraw. Przychodzi do nas dwoje rodziców, żeby przyspieszyć pewne procesy, żeby już nie przeciągać tych wszystkich procedur i od razu rozwiać ewentualne wątpliwości sądu. Wystawiamy opinie dotyczące sytuacji dzieci, współpracy rodzicielskiej i jak będzie wyglądać przyszłość opieki nad najmłodszymi członkami rodziny. Wszystko to po to, aby uzyskać szybki rozwód, na który obie strony się umawiają i zgadzają. W tym celu zwracają się do specjalistów o sporządzenie odpowiedniej dokumentacji. Często się też zdarza, że rozwodząca się para przychodzi do nas z prośbą o pomoc w zabezpieczeniu dzieci, żeby odczuły one jak najmniej negatywnych skutków związanych z rozpadem małżeństwa.
Jak więc widać, jest też i ten drugi, dający nadzieję, biegun takich spraw. Można się rozwieść i podzielić opieką oraz rodzicielską odpowiedzialnością w sposób przemyślany i polubowny, pod warunkiem, że strony nie idą w konflikt i agresję.


Wiele jest takich instytucji, które pomagają rozbitym małżeństwom w odbudowaniu w miarę zdrowych kontaktów dla dobra dziecka?

Jest nas bardzo, ale to bardzo niewielu. Czemu? Ponieważ są to sprawy wyjątkowo niewdzięczne i obciążające. Taki specjalista musi być odporny, bo przecież zajmuje się najgorszymi rzeczami, jakie mogą spotkać rodzinę. My nie angażujemy się we wspieranie człowieka w jego rozwoju, tylko tym, aby przetrwał on jakoś do następnego dnia, aby nie wyniszczył się w krótkim czasie. To jest nierzadko praca z ludźmi bardzo agresywnie do siebie nastawionymi. I w tym wszystkim są jeszcze dzieci i całe spektrum ich rozwoju zaburzeń…

Czy opinia biegłego psychologa podejrzewającego, że dziecko pada ofiarą izolacji od jednego z opiekunów, ma duży wpływ na ostateczny werdykt sędziego?

To bardzo szeroki temat. Jak już wspomniałem, badania zlecone przez sąd są za krótkie, zazwyczaj jednorazowe, wykorzystujące stare narzędzia, często bez obserwowania dziecka w jego środowisku naturalnym, bez porządnego wywiadu z rodzicami. Badania takie przeprowadzane w ośrodkach zmagających się z dużymi brakami specjalistycznej kadry. Owszem, coraz częściej uwzględnia się dobro dziecko w takich opiniach, ale nadal nie jest to zbyt powszechne. Poza drobnymi wyjątkami, system dobrej, rzetelnej diagnozy w naszym kraju po prostu nie funkcjonuje.
Wracając jednak do pytania, to owszem, opinia psychologa ma duże znaczenie dla sądu, bo przecież sędziowie nigdy takiego dziecka nie widzą, bo ono nie uczestniczy w czynnościach procesowych. Zazwyczaj sąd nie posiada odpowiednich kompetencji, aby przeprowadzić np. wywiad środowiskowy. Sugeruje się więc opinią fachowców i to jest jego wyznacznik do podjęcia decyzji odnośnie do opieki nad maluchem.
Osobiście uważam, że w tego typu sprawach powinno się przyjąć standardy podobne do tych istniejących w rzeczoznawstwie majątkowym, gdzie każda ze stron zbiera niezależne opinie specjalistów. Jeśli opinie są zbieżne, to przyjmuje się, że konfliktu nie ma. Jeśli natomiast różnica jest duża, to zadaniem sądu jest dociec, czemu taka sytuacja ma miejsce. Jest wówczas jakaś równowaga, bo każda ze stron może udać się do odpowiedniego ośrodka, gdzie pracują specjaliści, i poprosić o fachowe przyjrzenie się problemowi. I nie mówimy tu o jednorazowym badaniu, tylko o profesjonalnej, rzetelnej obserwacji, nawet z włączeniem roli psychiatry. Tylko wówczas sędzia, mając obie opinie, ma w miarę klarowny obraz sprawy, którą się zajmuje, a szansa popełnienia przez niego błędu, który rzutować będzie na całe życie dziecka, będzie mniejsza.
Myślę, że w przypadkach rozpadu małżeństw posiadających dzieci obligatoryjne powinno być kierowanie rodziców na zajęcia z psychoedukacji czy chociażby kursy współpracy rodzicielskiej. Oni muszą poznać pewną wiedzę o kontaktach ze sobą, wspólnym podejmowaniu decyzji, nawet w sytuacjach, gdy mają do siebie jakieś animozje czy żale. Muszą też nauczyć się komunikacji ze sobą. Pamiętajmy – to związek się rozpadł, a nie rodzina.


Czy uważa Pan, że są sytuacje, kiedy alienacja rodzicielska jest moralnie usprawiedliwiona?

Zdecydowanie tak. To jest przestępstwo o charakterze seksualnym – tu już mówimy o czynach najwyższego kalibru i wywołującego najwyższą traumę u ofiary. To działanie, które może wyrządzić dzieciom ogromną krzywdę. Inną sytuacją, która w pełni usprawiedliwia izolację od opiekuna, jest potwierdzona przemoc skierowana wobec potomka. Podkreślam jednak – sprawa ma dotyczyć dziecka, a nie partnera lub partnerki. Warto zaznaczyć, że przemoc wobec rodzica w systemie rodzinnym nie zawsze dotyka dziecka wprost. Jeśli mówimy o izolacji, to mówimy o uzasadnionym działaniu, zarówno z perspektywy psychologicznej, jak i prawnej czy społecznej. Przemoc jest ukierunkowana na dziecko, na zagrożenie jego życia i integralności. To jest tu kluczowe.

Jak wiemy, strategie walki rodziców na sali sądowej bywają brudne i pełne ciosów poniżej pasa. Przemoc i rzekome napaści seksualne są bardzo częstym argumentem wnoszonym przez kobiety domagające się pełni praw nad dzieckiem. Warto dodać, że w wielu przypadkach takie oskarżenia okazują się bezpodstawne.

Jak już wspomniałem, w takich bataliach dziecko nierzadko wykorzystywane jest jako narzędzie i dla odniesienia sukcesów procesowych ludzie potrafią się dopuścić różnych, nieczystych zagrań, a nawet oszustw i manipulacji. To się niestety zdarza. Nie dalej jak parę lat temu w sprawach rozwodowych była fala pomówień o gwałty na dzieciach. Na szczęście, zazwyczaj już na poziomie diagnostyki, udaje się skutecznie obalać dużą część tych oskarżeń. Powiedzmy sobie szczerze – nikt normalny nie czeka ze zgłaszaniem krzywdzenia swego dziecka do momentu rozwodu, kiedy sytuacja małżeńska zaczyna się komplikować. To znaczyłoby, że przez lata akceptowało się i przymykało oko na takie czyny. W mojej wieloletniej karierze miałem do czynienia z takimi oskarżeniami wysuwanymi wobec jednego z rodziców, ale na szczęście nigdy się one nie potwierdziły. Zazwyczaj takie próby oczernienia oponenta są częścią strategii nieczystej walki byłych partnerów.
Bardzo często z czymś takim zderzają się ojcowie, którzy mają np. raz na dwa tygodnie widzenia z dzieckiem. Powiedzmy, że ma ono pięć lat, więc tata robi dokładnie to, co zawsze robił – bawi się z maluchem, myje go, kładzie spać i czyta bajeczkę. Nagle jednak zostaje oskarżony o dokonywanie czynności seksualnych na maluchu. I teraz taki ktoś musi się tłumaczyć przed sądem, że mył własne dziecko, bo to jest jeszcze za małe, aby zrobić to samemu. I sądy niestety drążą takie sprawy. Pomówienie łatwo jest rzucić, ale trudniej już się z nich wybronić.


Czy te pomówienia uchodzą takim osobom na sucho? Przecież okłamywanie sądu podlega karze pozbawienia wolności.

Powiem to dyplomatycznie. Łatwo jest rzucać fałszywe oskarżenia, bo ewentualne konsekwencje są bardzo łagodne. Tak, niestety bardzo często takie pomówienia padają, a kary bardzo rzadko są za to wymierzane. Uważam, że takie zagrywki należałoby zdecydowanie surowiej rozliczać, a odpowiedzialność za słowa każdej ze stron powinna być tu zdecydowanie większa.

Wspomniał Pan, że praca z takimi klientami jest dla psychologa bardzo obciążająca. Jak sobie Pan radzi z dźwiganiem tego ciężaru?

Dobre pytanie… Oprócz zabezpieczeń zawodowych, takich jak superwizje i własne terapie, istotne jest także współdziałanie między specjalistami. Chciałbym podkreślić, że część zabezpieczenia zawodowego polega na dbaniu o siebie. Musimy jednak pamiętać, że działalność zawodowa to tylko jeden z aspektów naszego życia. Podobnie jak każda osoba, wykonujemy swoją pracę, ale w pewnym momencie kończymy robotę i wracamy do domu. Uczymy się więc tego, aby nie brać ze sobą ciężaru psychicznego związanego z naszą pracą. To niezwykle pomocne i myślę, że dotyczy wszystkich branż.

Jeśli macie jakieś hobby, zainteresowania czy pasje, warto poświęcić im czas i przerzucić swoją uwagę na ten właśnie obszar. Przeciwdziałanie wypaleniu zawodowemu jest kluczowe w każdej branży. W naszej, tak samo jak w zawodach lekarzy, pielęgniarek czy chociażby pracowników SOR-u, jesteśmy bardziej niż inni narażeni na większe obciążenie. Dlatego należy szczególną uwagę poświęcić dbaniu o równowagę i regenerację. Ja osobiście zawsze stawiam na hobby oraz ciągłe szkolenie się – to też bardzo pomaga pozbyć się złych nawyków oraz przeciwdziała rutynie.

Życzę zatem dalszego rozwijania pasji i samych sukcesów zawodowych! Bardzo dziękuję, że poświęcił Pan nam trochę swego cennego czasu.
6

Oglądany: 17466x | Komentarzy: 58 | Okejek: 97 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało