Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych LXII

25 285  
3   18  
Nie pytaj, klikaj!Nosy się łamią, krew bucha, pociski wybuchają, dzieci brodzą po pas w lodowatej wodzie, masakra. Czy to opis kolejnej wojny? Ależ skąd! To tylko grzeczne zabawy grzecznych dzieci!

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom o nie wypaczonej psychice odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

PATYCZEK

Miałam może z 7 lat, gdy pozwolono mi po raz pierwszy wyjść samej na podwórko przed blokiem. Bawiłam się z kolegą gdzieś w piaskownicy i ktoś wpadł na pomysł (znając życie pewnie ja), żeby pobawić się w "masz go". I tak zaczęliśmy się gonić po trawniku, przez piaskownicę, między drabinkami, pod zjeżdżalnią, aż wylecieliśmy na betonowy dreptaczek. Pamiętam tylko tyle, że ja uciekałam a on mnie gonił. Chciałam wskoczyć z powrotem na trawnik, ale moje małe nóżki potknęły się o krawężnik i wylądowałam w jakichś krzakach. Gdy się z nich wygrzebałam, okazało się, że moja broda nabiła się na suchy, wystający badyl, który oczywiście przebił ją na wylot i omijając dziąsła i zęby (na szczęście!) zatrzymał się przy samym podniebieniu. Kolega był w szoku. A ja wpadłam w panikę. Krew się lała, a badyl za cholerę nie chciał się ruszyć z brody.
Poleciałam więc szybko w kierunku domu. Po drodze spotkałam jakąś starszą koleżankę, która odprowadziła mnie do mamy. Nie trudno sobie wyobrazić jej przerażenie. Poszło się dziecko pobawić na dwór i wróciło z patykiem w brodzie. No więc szybka akcja "ratowania" małego głupola i oczywiście gazem na pogotowie. Z opowieści mamy wynika, że byłam najgłośniejszym i najbardziej rozwrzeszczanym dzieckiem, jakie pan doktor na pogotowiu spotkał w całej swojej karierze. No ale patyk usunięto (pozostała mała blizna) a moje samotne eskapady przed blok zostały ukrócone na co najmniej kilka lat.

by Niezarejestrowana

* * * * *

ŚPIĄCY POLICJANT

Zdarzenie to miało miejsce, kiedy liczyłem lat 7. Lato było, wakacje, więc całymi dniami człowiek jeździł na rowerze. A że zwykła jazda zaczęła się powoli nudzić zaproponowałem kolegom, że będziemy się bawić w policjantów i złodziei (ja oczywiście stróżem prawa byłem). Zabawa trwała w najlepsze, ale to nie wystarczyło. Brakowało jej dramaturgii. Postanowiłem, że goniący policjant zaśnie za kierownicą, więc będąc nim musiałem zamknąć oczy mknąc mym krążownikiem szos (żółty BMX). Zatrzymałem się na jakimś słupie, który okazał się czerwonym hydrantem. Skutki zdarzenia: nos złamany w sposób dość szczególny (kość całkowicie oderwana od czaszki, nosek trzymał się skórze), górna jedynka do wymiany no i warga do szycia. Atrakcją była noc w szpitalu i prezenty od rodziny abym szybciej wyzdrowiał. No i do dziś pamiętam pierwsze słowa przerażonej mamuśki w chwili gdy mnie zobaczyła. Cytuję:
- Jezus Maria, Ty masz nos przesunięty w prawo.

by Grooda

* * * * *

BRAMKA

Miałem z 7 lat, gdy pięknego majowego dnia podczas oczekiwania, aż mama odbierze mnie ze szkoły, poszedłem z kolegą na szkolne boisko. Co nas podkusiło, nie wiem. W każdym razie zaczęliśmy włazić na bramki do nogi. Kolega dotarł na górę. Mnie, podczas wspinaczki po hakach, na których zawiesza się siatkę, obsunęła się stopa. Grawitacji nie udało mi się oszukać, więc hak wbił mi się pod brodę. Kolega rzecz jasna zwiał. I tak wisiałem, aż w końcu jakoś udało mi się odczepić, po czym powlekłem się do pielęgniarki. Krwi aż tak wiele nie było, ale blizna i materiał do opowieści jest do dziś.

by Lightsabre

* * * * *

POBUDKA

Historię pamiętam z opowiadań mamy. Rodzicielka wybyła do pracy zostawiając tatę z moją siostrzyczka. Ojciec zmęczony po nocce postanowił się przekimać. Moja siostra natomiast nudząc się bardzo sama ze sobą postanowiła "obudzić" zgredzika. Dzwignęła taboret i uderzyła nim leżącego tatę. Stołek rozsypał się na części a tata spionizował się w ciągu sekundy. Standardowego opieprzu o dziwo nie było.

by Niezarejestrowana

* * * * *

NABOJE

Aż wstyd się przyznać, że w wieku ok. 15 lat można być takim idiotą jak Ja, tzn. Ja i cała banda z naszego bloku, ale do rzeczy. Kumpla ojciec był wojskowym i nie wiem jakim cudem udało mu się (kumplowi) skombinować zajebiaszcze, nowiutkie, lśniące i w ogóle super trzy prawdziwe przeciwlotnicze naboje. No a co można zrobić z takimi fajnymi nabojami - oczywiście wrzucić do ogniska. Ognisko zostało rozpalone w czasie krótszym niż przeczytanie tego zdania, nastąpiło umiejscowienie naboi. Szybka ewakuacja na bezpieczną odległość i NIC. Stwierdziliśmy, że te naboje musiały być wadliwe, bo po 2-3 min. powinny już wybuchnąć. Z lekką dozą nieśmiałości podchodzimy do ogniska, bliżej, coraz bliżej, nic się nie dzieje i BUM BUM BUM! - ognisko rozpieprzone w promieniu 2m. No super po porostu, tylko Robert jakiś taki niewyraźny za brzuch się trzyma. Nogi mi się z lekka się ugięły - dopiero teraz zajarzyłem co się mogło stać. Okazało się że to "tylko" kawałek rozerwanej łuski wbił mu się w brzuch. Oczywiście baliśmy się powiedzieć jego mamie i postanowiliśmy sami mu tą łuskę wyjąć. Operacja przy użyciu żyletki i pęsety powiodła się, pacjent żyje i ma się dobrze.

by PCSpider

* * * * *

PERSPEKTYWA

Będąc pacholęciem ok. 10 letnim, dosiadałem rowerka Kajtuś. Wspólnie z kumplami wymyślaliśmy sobie różne utrudnienia i zabawy, zmieniające nasze pojazdy w mordecze narzędzia. Latem, u dziadków, którzy mieszkali obok sklepu, nasz gang "rowersów" trenował pilnie zwroty, skręty, wiraże i swego rodzaju crash testy. Polegało to mniej więcej na tym, że należało przynieść ze sklepowego śmietnika jak najwięcej pudeł kartonowych i ustawić z nich ścianę lub dowolną bryłę, którą taranowaliśmy rozpędziwszy się uprzednio maksymalnie. Czasami robiliśmy sobie z tych pudeł slalomy itp. Kiedyś, wieczorkiem, wracałem sobie rowerkiem z wycieczki i z daleka zobaczyłem, że na jezdni leży pudło. Pomyślałem, że to pewnie pozostałość po wcześniejszych zabawach i postanowiłem efektownie zakończyć dzień taranując przeszkodę z jak największą prędkością. Rozpędziłem się i jak rakieta pomknąłem w stronę celu. Kiedy w kilka sekund później szybowałem w powietrzu, a mój rowerek zamieniał się futurystyczną bryłkę żelastwa, wiedziałem, że coś jest nie tak. Oględziny miejsca katastrofy uświadomiły mi jak podstępny może być świat... Przedmiot, który wziąłem za pudełko, okazał się być dużym żużlowym pustakiem. Pamiętam to raczej słabo, ale w moich wspomnieniach uderza mnie jedno. Dlaczego pamiętam całą scenę z perspektywy trzecioosobowej, całkiem tak jakbym przyglądał się temu z boku? Do tej pory nie wiem.

by MaGorEc 

* * * * *

ZIMOWE ZABAWY

Pewnego bezśnieżnego styczniowego dnia ( mając latek 6) nudziłam się przeogromnie, bo na sankach jeździć się nie dało, więc z sąsiadami bliźniakami ( tez 6 letnimi) wybraliśmy się nad okoliczny potoczek. Wymyśliliśmy przednia zabawę: Wrzucanie butelek do wody. Niestety zapas szybko się skończył, dlatego też zmieniliśmy zabawę na wyławianie butelek. Brodzenie po pas w lodowatej wodzie wcale się nam nie nudziło, wręcz przeciwnie było fascynujące. Wróciliśmy do domów dopiero jak nam zesztywniały ubranka. Dla mnie zabawa nie miała złych konsekwencji, ale chłopcy długo leczyli się z zapalenia płuc.

by Kkatarynka 

* * * * *

CO SIĘ ODWLECZE...

Latem 1987 rodzice zdobyli dla mnie rowerek - prześlicznego niebieskiego Orlika. W słoneczna sobotę tatuś zabrał swą pierworodną pociechę na wycieczkę rowerowa nad Wisłę. Tatuś w okolicznym lokalu zakupił sobie browarek i spokojnie degustował, córeczce dając czas na spacerek i zabawę. Ja (6,5 lat) korzystając z okazji wybrałam się na wielki trzyprzęsłowy most , którym pociągi dowoziły rudę do Huty. Pracowicie spędziłam popołudnie na środku gigantycznego mostu napychając kieszonki cennymi żelaznymi kulkami (mającymi służyć za naboje do procy) i oglądając przez dziury w deskach płynącą w dole wodę - nie przejmując się wcale , że jedyną ewentualną możliwą drogą ratunku przed nadjeżdżającym pociągiem byłby skok do Wisły. Wycieczka udała się znakomicie, wieczorem sąsiedzi - bliźniaki z zazdrością oglądały moje zdobyczne kulki do procy. Lanie za lekkomyślność na tejże wycieczce dostałam tydzień temu od męża jak się przyznałam do mojej zabawy sprzed 20 lat.

Od: Kkatarynka

* * * * *

KOBIETA GUMA

Jakieś niecałe 10 lat miałam. Oglądałam w telewizji jakiś program o kobiecie gumie. Z zachwytem patrzyłam jak pięknie potrafi się owinąć wokół siebie. Też tak chciałam. Stanęłam w rozkroku i próbowałam przełożyć między nogami głowę tak, żeby sobie plecy pooglądać. W konsekwencji zrobiłam salto w powietrzu, a tyłek długo mnie jeszcze bolał.

by Malinka73

* * * * *

STARY A GŁUPI

WIDŁY


Pewnego lata słuchałem opowieści lekarza z pogotowia. Pracował on kilkanaście lat temu w wioskowym szpitalu. Dzień był spokojny i cicho do momentu kiedy przyjechał chłopak z widłami w brzuchu... Nie było w okolicy rozbojów, ani dyskotek itp. Okazało się że chłopak pracując z ojcem w polu stał na wozie i układał podawane mu przez ojca snopki. Snopków było sporo więc gdy były wysoko podawali je sobie widłami, w pewnym momencie chłopak się zachwiał. już leciał gdy tatuś odruchowo podparł go widłami.

by Niezarejestrowany 

Traumatycy, wzywam Was! Opisujcie i wysyłajcie! Świat i strona główna Joe Monster należy do Was. Przeżyłeś traumatyczną przygodę i chcesz, aby świat się o niej dowiedział? Nic prostszego! Klikaj w ten linek i pisz!

Oglądany: 25285x | Komentarzy: 18 | Okejek: 3 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało