Tak zastanawia mnie, co kieruje ludźmi decydującymi się iść po dosyć wąskiej ścieżce rowerowej, która zakręca dosyć nagle ( zero widoczności nadciągających rowerzystów ). Żeby jeszcze podkręcić atmosferę, równolege przebiega szeroki chodnik ( tak ze 3 razy szerszy od ścieżki rowerowej ). Ścieżka i chodnik są oddzielone pasem zieleni, więc nie da się "przez pomyłkę" iść ścieżką rowerową. A dlaczego narzekam? Bo na takim zakręcie dziś prawie wj**bałem się wieczorową porą w mamuśkę pchającą wózek Warunki pogodowe dosyć nieciekawe, więc i droga hamowania może się wydłużyć. Nie jechałem szybko, bo w końcu zakręt, ale miałem obciążenie z tyłu w postaci dosyć ciężkiego plecaka. Miałem sporo szczęścią, że w porę odbiłem. A kobieta jeszcze na mnie z mordą Ok, bez grzechu nie jestem, chodnikami jeżdżę od czasu do czasu, ale pieszy dla mnie na chodniku to "święta krowa". Pieszego traktuję tak, jak kierowca rowerzystę - zachować bezpieczny dystans i bardzo uważać ( bo piesi właściwie NIGDY nie uważają ). Ale jeśli ścieżka rowerowa przebiega obok szerokiego chodnika ( w dodatku pustego, nie było na nim żadnej defilady ), to czemu ktoś tak naraża siebie, rowerzystę no i co gorsza - własne k**wa dziecko? Jak bardzo trzeba nie mieć wyobraźni. Na rowerzystów też przyjdzie czas ponarzekać, ale to innym razem
--