<< >> wszystkie blogi

O imporcie aut z Niemiec słów kilka - część 2

2023-05-21 14:30:54 · Skomentuj
Część pierwsza została dość ciepło przyjęta także zapraszam na część drugą czyli jak to dokładnie z tymi autami jest.

Często spotykam się z opinią, że auta z Niemiec to gorsze niż z Polski, bo u handlarza to takie gruzy widzieli, że o matko albo usłyszeli, że te od Turka to już w ogóle masakra bo to tylko na eksport są. O tym co znajdziemy u Polskich handlarzy opowiem trochę później, najpierw skupimy się czemu auta u Turków są głównie tylko na eksport, bo brzmi to tak jakby sami Niemcy ich nie chcieli więc o co z tym chodzi? No jak nie wiadomo o co chodzi to wiadomo, że chodzi o pieniądze! Cały myk polega na tym, że w Niemczech komisy muszą udzielać gwarancji na auta i jeśli się nie mylę taka gwarancja musi być minimum roczna, jeżeli auto będzie tylko na eksport to takiej gwarancji handlarz w praktyce udzielać nie musi, a co za tym idzie wpływa to również na cenę. Z tego też powodu auta, które trafiają do Polski rzadko kiedy pochodzą z komisu prowadzonego przez Niemca, ponieważ skoro taki Niemiec by sprzedać auto innemu Niemcowi musi udzielić rocznej gwarancji to musi być to również auto w niemalże idealnym stanie i z ważnym TÜV (przegląd techniczny) co sprawia, że ceny bywają kilkukrotnie wyższe niż na naszym rynku i jako przykład niech posłuży pełnoletni Nissan Micra – u nas ceny takiego 18 letniego samochodu nie przekraczają 15 tysięcy złotych, a w Niemieckim komisie ceny mogą sięgać nawet 7 tysięcy euro czyli trochę ponad 30 tysięcy złotych. O dziwo czasem jak wspomni się, że ma się zamiar kupić auto na eksport to można uzyskać lepszą cenę, bo zwyczajnie kwestia gwarancji zostanie pominięta.

Oczywiście zdarza się, że auto dostaje z urzędu adnotację „tylko na eksport” z takich względów jak wypadek ale również z tak dla nas głupich powodów jak emisje spalin. Dość głośnym przypadkiem o zakazie dopuszczenia do ruchu samochodów ze względu na emisje spalin (a raczej ich nielegalnego manipulowania) było Porsche Cayenne 3.0TDI około 6 lat temu, w Niemczech pozbywali się aut z tym silnikiem za grosze ale u nas dalej były dopuszczone do ruchu i można było kupić sprawne auto za ułamek naszej ceny rynkowej.

Jednakże nie jest to tak, że auta od Turka są idealne, no nie powiem zdarzają się takie, ale w większości przypadków coś w tym aucie będzie do roboty. Nie licząc typowo powypadkowych aut to często są to jakieś pierdoły do zrobienia i moim ulubieńcem są spalone bezpieczniki, każdy jeden „zepsuty” kabriolet jaki kupiłem wymagał jedynie wymiany bezpiecznika. Ale czemu Niemcy albo nawet Turcy tego nie naprawią by zarobić więcej? No cóż, Turki oraz Araby są leniwi i zwykle jak postawią auto tak nic z nim nie robią z powodów, o których opowiem za moment, ci bardziej pracowici czasem umyją i odkurzą auto, a bardzo ale to bardzo rzadko idzie spotkać jak coś naprawiają, mało tego jak można było zobaczyć w poprzedniej części parkują oni te auta na ścisk i zdarza się im zarysować lub obić auta czym się w ogóle nie przejmują, do tego potrafią w środku aut nawet palić jak zacznie padać deszcz, a nie mają własnej budki, więc jak widać stan auta mają głęboko w czterech literach. No dobra, ale dlaczego Niemcy nie naprawiają skoro są to takie pierdoły? Odpowiedź jest mega prosta – wysokie ceny napraw, czasami zdarza mi się trafić na jakąś fakturę za naprawę i osobiście jestem w szoku jakie te ceny potrafią być wysokie. Takim najświeższym (choć nie jakimś mega świeżym bo sprzed 2 lat) przykładem jaki mam to pierwsza generacja Fiata Doblo, wymiana przednich reflektorów i tylnych lamp wyceniona na 1000 euro (żeby było śmieszniej dałem za auto 200 euro), obecnie najtańsze zamienniki przednich reflektorów u nas to jakieś 500 złotych, a komplet tylnych trochę ponad 200, ile by to w sumie u nas nie było mówimy tutaj o dość prostej wymianie lamp i za taką kwotę u nas idzie zrobić remont prostego silnika, a poważniejsze naprawy w Niemczech to często kwoty sięgające kilku tysięcy euro. Dochodzi w tym momencie do prostej kalkulacji – wydać na naprawy więcej niż auto jest warte, szczególnie jak dopiero co się coś naprawiało lub sprzedać i kupić nowe, które będzie przez co najmniej rok objęte gwarancją i nie trzeba będzie przejmować się naprawami – wybór raczej dość prosty.

No dobra ale oprócz lenistwa to jakie są te powody, że na komisach nie próbują tych pierdół zrobić samemu, mogli by przecież zarobić na takim aucie więcej, czyż nie? Najprościej mówiąc – po co mają się przemęczać jak te auto i tak sprzedadzą i to jeszcze w dość krótkim czasie. Rzadko kiedy zdarza się by jakieś auto stało u nich dłużej niż tydzień ponieważ na takich komisach ruch jest jak na bazarze, zwykle kręci się pomiędzy komisami kilka osób jednak bywają dni, że nie idzie nawet jak zaparkować. Rekordowo na jednym placu naliczyłem 30 zestawów mogących zabrać ze sobą po 3 auta czyli tego dnia mogło wyjechać stamtąd co najmniej 90 aut, większość oczywiście do Polski ale widuję też rejestracje czeskie, ukraińskie i litewskie, ale klientów tego dnia kręciło się tam więcej bo nie każdy przecież od razu lawetą przyjeżdża. W takie dni o dobrą cenę dość ciężko, bo normalnie przy zakupie z Turkami trzeba negocjować ale przy takim ruchu nie są do końca skłonni schodzić z ceny, bo skoro Ty nie kupisz to za chwilę podejdzie kolejny klient. Sam sprzątnąłem komuś sprzed nosa aż dwa auta, raz wyjeżdżając z komisu zatrzymało mnie dwóch chłopaków pytając się za ile im odsprzedam bo oni specjalnie po to konkretne auto przyjechali, a za drugim razem poprosiłem już znajomego Turka by przytrzymał mi na chwilę auto bo muszę wrócić się po portfel do auta i nie minęło 10 minut, a już ktoś inny to auto chciał kupić tylko jako iż rezerwacja była to trzymał to auta dla mnie.

Samo kupno auta jest dość ekspresowe i nie licząc podpisywania umowy trwa to może z 15 minut, zwykle jest to szybkie obejrzenie auta dookoła, sprawdzenie stanu wewnątrz oraz jeśli jest na chodzie pracy silnika, jest jeszcze oczywiście możliwość wykonania jazdy próbnej po placu i dostaniemy również tablice komisowe jeśli chcemy wyjechać na drogi publiczne. Przy takim ekspresowym tempie zdarza się jednak czasem wpadka, raz zauważyłem zardzewiały próg dopiero na lawecie, a raz 400 tyś przebiegu na liczniku dopiero w Polsce (dobrze, że klientowi to nie przeszkadzało). No to skoro rozpocząłem już chyba najbardziej kontrowersyjny wątek to warto go rozwinąć. Jak kupuję auto dla siebie to nigdy na przebieg nie patrzę, bo nie ma on większego znaczenia skoro auto jest w dobrym stanie technicznym, ale dla klientów jest to jeden z najważniejszych wyznaczników i raz jeden klient szukał konkretnego modelu nie starszego niż 5 lat, każdy jeden egzemplarz jaki oglądaliśmy to była dosłowna igła ale po 10 razie pytam co jest z nimi nie tak. Zgadliście – przebieg, każdy jeden miał ponad 300tyś kilometrów, z tego co wiem kupił auto sprowadzone z Niemiec u handlarza w Polsce, może nawet jedno z tych, które oglądaliśmy tylko z już właściwym przebiegiem. Niestety większość aut z Niemiec ma kręcony licznik i trzeba założyć, że przeciętnie Niemiec robi 100tyś kilometrów rocznie (szczególnie jak to jest rodzinne auto Niemieckiego producenta z silnikiem Diesla), zdarzają się auta z niskim przebiegiem ale są to głównie małe miejskie autka, które za miasto nie wyjeżdżają. Z tego też powodu jak klient podaje w wymaganiach przebieg typu 180tyś km, a szuka 15 letniego auta to nawet nie tracę czasu na szukanie bo wiem, że takiego auta nie znajdę, a taki klient auta z wyższym przebiegiem nie kupi i wiem, że obok siebie mogą stać identyczne modele ale jeden lalka z wysokim przebiegiem, a drugi gruz z niskim przebiegiem (ale tylko na liczniku) i ten klient prędzej kupi tego gruza.

Do patologii Polskich autohandli za moment wrócimy, pomówmy o tym czy to w ogóle się opłaca jechać specjalnie do Niemiec czy do innego kraju po auto skoro trzeba jechać kawał drogi i jeszcze płacić akcyzę. No podliczając wszystkie wydatki to finalnie może wyjść nawet kilka tysięcy taniej niż kupując w Polsce ale o dziwo im droższe auto u nas tym mniej można na nim zarobić. Najlepiej wychodzi sprowadzać auta, które kosztują u nas maksymalnie okolice 20tyś złotych ponieważ można takie wyrwać nawet za połowę naszej ceny rynkowej. Brzmi to głupio ale można kupić auto za równowartość naszych 5tyś złotych lub coś za równowartość 30tyś złotych i na jednym i drugim zarobić tyle samo, oczywiście jest to mocne uogólnienie bo istnieją modele, które cieszą się u nas mega popularności ale w Niemczech już nie jak i na odwrót co jak wiadomo skutkuje cenami na rynku wtórnym. Niestety nasze urzędy nie uznają takich niskich cen aut i mam tu niestety historię o patologii naszych urzędów: ojciec znalazł sobie dostawczaka w Hamburgu, po lekkiej stłuczce i zatarty silnik na pace oraz za tak śmiesznie niską cenę, że sprowadzenie i naprawa tego auta i tak wychodziła kilka tysięcy taniej niż kupno u nas. Auto od firmy więc nie tylko umowa kupna-sprzedaży ale również faktura czyli wszystko legalnie i bez powodu by to podważać tyle tylko, że w teorii, bo według mojego ojca w urzędzie celno-skarbowym wywiązał się mniej więcej taki dialog:
- Niemożliwe, że kupił Pan to auto w takiej cenie.
- Proszę Pani, gdybym chciał kupić za tyle co są w Polsce to nie jechałbym do Niemiec. Po za tym nikt by raczej na fakturze nie wpisywał zaniżonej kwoty.
- Nie mógł Pan za tyle kupić, one kosztują u nas X tyś złotych (co było dość zawyżoną ceną) i od tego naliczymy opłatę.
- Ale tyle to nawet całe u nas nie kosztują, a ten jest uszkodzony.
- Aaa, czyli Pan złom sprowadził, no to naliczymy jak od złomu i będzie taniej ale nie będzie Pan mógł zarejestrować, to co wybieramy?
Koniec końców akcyza wyszła więcej niż ojciec dał za auto i prawda jest taka, że jak kupi się za tanio to w urzędzie naliczają z jakiegoś własnego katalogu, i o ile przy samochodach o pojemności do 2000cm3 to nie jest jakiś problem bo przy akcyzie 3,1% w większości przypadków będzie to kilka stówek tak przy większej pojemności i akcyzie 18,6% pojawiają się problemy. Najlepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji jest wzięcie rzeczoznawcy do wyceny auta, w szczególności przy droższych samochodach by nie płacić akcyzy liczonej już w tysiącach. Ale to nie jedyna patologia urzędów, kojarzycie silnik Wankla? Duża moc z małej pojemności i dla urzędnika jest niepojęte jak to okolice 200KM pochodzą z silnika o pojemności 1.3? To na pewno jest 2.6 i musi Pan większą akcyzę zapłacić, niestety nie jest to wyodrębniony przypadek i tego typu historię nie tylko przeżyłem ale znam od innych osób.

No dobra, chyba najwyższa pora na powiedzenie o patologii autohandlu w Polsce nie licząc już wcześniej wspomnianych kręconych liczników. Najlepiej się wychodzi na autach uszkodzonych i takie są też do nas sprowadzane, czy to coś złego? No nie, tak długo jak auto zostanie naprawione zgodnie ze sztuką nie powinno to być problemem, ale tak niestety nie jest. Wszystko robione jest zwykle po taniości i widziałem takie rzeczy jak pianka w progach czy montowanie zderzaka bez spryskiwaczy do ksenonów bo tańszy oraz takie rzeźby, że szukając po VIN’ie w serwisie żadna część nie pasowała, a w okolicy jeden handlarz słyną z tego, że z każdego auta wycinał katalizator. Oczywiście to wszystko jest zatajane bo jakże by inaczej, znam też przypadki gdzie wymontowywali lepsze nagłośnienie i wkładali chińskie zostawiając przy tym dalej oznaczenia typu BOSE czy Harman/Kardon, a nawet montowali takie oznaczenia na autach ze zwykłym nagłośnieniem. Ktoś powie, że on się nie da nabrać ale znam przypadki gdzie ktoś kupił np. Audi w S-Line i mówił rzeczy typu, że rzeczywiście lepsza jakość wnętrza, etc. gdzie jedyne co było z S-Line to nalepka na klapie ale klient zobaczy oznaczenie i już wszystko brzmi i wygląda lepiej. To nie jest tylko nasz problem bo w Niemczech też na takich się trafiło ale jest to dużo mniejsza skala, można nawet powiedzieć, że to pojedyncze przypadki, które dość szybko spadają z rowerka ale też dość cwanie robione bo jeśli jakiś silnik występował w kilku wersjach mocowych gdzie jedna była bardzo awaryjna to potrafili w papierach zmieniać informację o mocy silnika. Jak najlepiej nie wtopić u nieuczciwego handlarza w Polsce? Raporty, rzeczoznawcy i stacja kontroli pojazdów, którą sami wybierzemy, lepiej wydać kilka stówek na te rzeczy niż grube tysiące na minę, nawet jeśli przegląd był podbity dwa dni temu. Nie polegałbym również wyłącznie na miernikach lakieru, bo o ile dach nie był dospawany, a auto złożone z trzech to da radę wyklepać bez użycia grama szpachli, a nawet jeśli było szpachlowane to przy tej nowej „niewidzialnej” szpachli miernik może tego nie wykryć.

Na koniec kilka małych anegdotek.

Wszyscy chyba dobrze wiemy, że islamiści pić nie mogą ale jarać już tak, ale co to ma do rzeczy? A no raz mi się trafiło, że Turek będąc zjaranym nie skojarzył, że zawołał za auto dziesięciokrotnie mniej niż było warte, po tak okazyjnym zakupie pojechałem tym autem jak najszybciej pod najbliższy market zanim do gościa dotrze co zrobił by dopiero tam załadować na lawetę, innym razem już u innego Turka nie byłem w stanie dowiedzieć się ile jakiekolwiek auto kosztuje bo na pytanie o cenę odpowiadał, że cena jest dobra.

Ludzie co postanowią się czasem ze mną zabrać w poszukiwaniu auta rzadko kiedy kupują auto, które mieli zamiar kupić. Mówi mi taki, że szuka sedana marki A z silnikiem benzynowym, a koniec końców decyduje się na kombiaka marki B z silnikiem Diesla. Zdarza się, że nic nie kupują bo stwierdzają, że jest taki wybór, że sami nie wiedzą co wybrać i muszą się żony doradzić dlatego też na początku doradzam by szukali tylko tego po co przyjechali.

Zdarza się, że po udanej transakcji Turek pójdzie do domu, swoje tego dnia zarobił i ma zwyczajnie wywalone. Zdarzało mi się, że po załadowaniu auta przypominało mi się, że ktoś się pytał o jakieś auto co stało na komisie ale jak już wróciłem się spytać o cenę to komis był zamknięty.

No to chyba by było na tyle, może coś jeszcze kiedyś uda mi się w tym lub podobnym temacie napisać, ewentualnie odpowiedzieć na jakieś pytania z tym związane. Czołem!







O imporcie aut z Niemiec słów kilka - część 1

2023-04-22 19:49:49 · Skomentuj
Zachęcony w komentarzach by opisać jak wygląda import aut używanych z Niemiec od kuchni postanowiłem zrobić tą oto mini serię. Pisarz ze mnie marny ale zapraszam na część pierwszą.

Wydaje mi się, że dobrze było by zacząć od przedstawienia jak wyglądają komisy samochodowe w Niemczech, te prowadzone przez Niemców niczym się nie wyróżniają od tego co mamy u nas, ale te prowadzone przez Turków i Arabów znacząco odstają od naszego rozumowania komisu. Nie są to pojedyncze komisy będące po prostu niedaleko siebie tylko dość spore place, na których znajduje się kilka lub kilkanaście mniejszych i większych komisów oraz inne przybytki. Zapewne część z was zadała już sobie pytanie „to w końcu jak duże są te komisy i co to za inne przybytki, że wliczam je do komisów?” i już spieszę z odpowiedzią.

Sporo takich placów to zwykle po 5-10 komisów ściśniętych w jednym miejscu, jednakże istnieją też molochy mające po kilka hektarów, ciężko mi określić ile dokładnie ale według danych z mojego zegarka przechadzając się od komisu do komisu na takim placu zrobiłem coś około 12km pieszo także na jednym takim placu może być nawet kilkaset aut na sprzedaż. Część klientów ze słabszą kondycją, która się ze mną zabrała na taki wyjazd po pewnym czasie decydowała się by jednak nie chodzić tylko przejechać wolno samochodem i jak zobaczą coś co ich interesuje to zwyczajnie się zatrzymamy pod tym komisem.

Co do przybytków znajdujących się na tych placach to nie licząc parkingu dla handlarzy są to głównie budki z kebabem i toalety w kontenerach, kiedyś znajdowały się również budki z tablicami zjazdowymi (obecnie takie tablice można nabyć wyłącznie w urzędzie) ale tablice rejestracyjne dalej można na niektórych placach kupić. Nie są to do końca legalne tablice ponieważ wybijają je na miejscu i numer jaki wybijają to ostatni numer rejestracyjny przed wyrejestrowaniem pojazdu, także jak macie zamiar kupić u handlarza „zarejestrowane” auto z Niemiec zwróćcie uwagę czy na tablicy są dwie okrągłe naklejki – landowa i ważności przeglądu technicznego – brak obu tych naklejek oznacza, że na 90% zwyczajnie wybił sobie tablice u Turka, nasi policjanci nie zwrócą raczej na to uwagi ale jest to pierwszy sygnał przy zakupie auta, że coś jest nie tak. Z dziwniejszych przybytków jakie tam spotkałem to zdecydowanie fryzjer, jeden Turek prowadził jednocześnie komis i strzygł kolegów po fachu, ciekawie robiło się u niego interesy gdy jednocześnie strzygł klienta i negocjował ze mną cenę auta.



Same komisy są dość zróżnicowane, na jednym auta będą w mega ścisku by weszło ich jak najwięcej i bez przestawiania połowy komisu nie będzie można nawet wejść do środka, w drugim ładnie poustawianie by się prezentowały i można było łatwo do nich wsiąść oraz wyjechać, możemy trafić na takie gdzie znajdują się wyłącznie auta powypadkowe, na innym będą wyłącznie nowsze auta marek premium, jeszcze inny będzie posiadał wyłącznie tańsze auta, a inny nie będzie się przejmować i obok siebie na sprzedaż będą stały Matiz, minikoparka oraz Ferrari. I jak pewnie już zdążyliście się domyśleć nie tylko autami tam handlują, standardowo są jeszcze koła, felgi, rowery, motocykle i wszystko co dało się wyciągnąć z auta by sprzedać osobno; mniej standardowo jakieś maszyny budowlane, traktory, łodzie, kosiarki, sprzęt warsztatowy i regały do dostawczaków; w ogóle niestandardowo ekspresy do kawy, orbitreki, bieżnie, czasem jakieś gry komputerowe i filmy oraz RTV/AGD ale hitem chyba są żywe zwierzęta. Dobrze czytacie, oczywiście chodzą tam koty oraz mają własne papugi i one na sprzedaż nie są (chociaż nie pytałem to kto wie) ale perfidnie parę razy próbowali mi przy okazji sprzedać kurę czy kaczkę.



Na samym początku dość mocno uogólniłem mówiąc o Turkach i Arabach, sami Turcy o tych drugich mówią per Araby ale co takiego niby ich wyróżnia? No najprościej mówiąc Turcy nie wyróżniają się jakoś specjalnie na tle Europejczyków, widać różnice kulturowe ale są one takie jak między Polakami i Francuzami, a Arabowie… Na pierwszy rzut oka są dość głośni i temperamentni ale najbardziej wyróżnia ich dość silna wiara. Najczęściej idzie to zauważyć przy dokonywaniu transakcji czyli przed schowaniem pieniędzy pocałuje je i wskaże ku Allahowi (bardziej wierzący Turcy też tak robią), drobny gest ale wiara jest dla nich ważniejsza od biznesu i kilka razy idąc się zapytać o cenę przed samymi drzwiami zatrzymywał mnie młody mówiąc, że mam nie przeszkadzać bo szef się teraz modli i mam wrócić za pół godziny – sytuacja zrozumiana, ma teraz przerwę i może robić co mu się podoba ale podobne sytuacje zdarzały się w trakcie dokonywania zakupu. Co prawda nie są to jakieś częste przypadki i prędzej odbije się człowiek od drzwi bo akurat się modlą ale zdarzało mi się, że byliśmy w trakcie wypełniania dokumentów i w połowie przepraszał bo musi się teraz pomodlić i mam wrócić później. Należy też chyba wspomnieć, że ci co od dłuższego czasu zajmują się prowadzeniem komisów język polski znają, może nie na tyle by prowadzić płynną rozmowę na jakikolwiek temat ale na tyle by dobić targu oraz zrozumieć gdy ktoś ich obraża i widziałem już cwaniaków co mówili na nich „brudasy” w ich obecności, no mieli chłopaki zdziwko gdy ten „brudas” nie chciał później z nimi rozmawiać.

I tym akcentem kończymy część pierwszą, w następnej części postaram się opisać jak wygląda sam zakup auta, w jakim stanie te auta są i co trafia na polski rynek oraz czy to się w ogóle opłaca ale najważniejsze wspomnę o tym jak od kuchni wygląda patologia polskich autohandli oraz naszych urzędów.
Autor
O blogu
  • Jak będę miał jakieś pomysły to będę coś pisał, nie oczekujcie niczego konkretnego
Najpopularniejsze posty
Statsy bloga
  • Postów: 0
  • Komentarzy: 0
  • Odsłon: 2210

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi