< > wszystkie blogi

Powiało nudą

Od dziś zawsze będę kończył, to co zacz...

Ruskie z cebulką

7 sierpnia 2010
Kiedy raz w życiu zdarzyło mi się być małym szkrabem, rodzice zabrali mnie na pokaz prawdziwej magii. Były znikające monety, które odnajdywały się zupełnie gdzie indziej, były powiązane ze sobą chustki wyciągane z zaciśniętej dłoni, bukiety plastikowych kwiatów wyczarowanych znikąd. Było też mnóstwo innych rzeczy, od których moja mała główka pękała z zachwytu i coraz intensywniejszego zastanawiania się, jak on to robi. Po kilku próbach zamykania i otwierania dłoni, i coraz większego rozczarowania, że nie pojawia się w niej żadna moneta, zacząłem dochodzić do wniosku, że ktoś mnie robi w balona.

Co prawda, raz udało mi się sprawić, że moneta zniknęła, ale to tylko przez moją nieuwagę. Wypadła mi z ręki i wpadła do studzienki kanalizacyjnej. Zacząłem pojmować, że moje marzenia o szybkim wzbogaceniu się za pomocą wyczarowanych monet pękają niczym zbyt mocno nadmuchany balonik. W dodatku później szczypie nos.

Cała ta wiedza, że owa "magia-sragia" doprowadza jedynie do oberwania po tyłku, za zgubienie kolejnej monety, zamiast ich rozmnożenia, sprawiła że postanowiłem dowiedzieć się jak ten kuglarz to robił. Nie było to łatwe, bo o góglu, to chyba nawet nikt nie myślał, a nawet, jak myślał, i tak na nic mi się to zdało, bo internet w Polsce miał się pojawić za ładnych parę lat. I jeszcze trochę później. Tak długo, to czekać nie mogłem. Jakoś udało mi się dotrzeć do informacji, że cała sztuczka polega na zwinnych palcach i odwróceniu uwagi. Ahaaa... Zwinne palce... Odwracanie uwagi... Zupełnie jak w przypadku kieszonkowców. Patrząc z perspektywy, obie umiejętności dość cenne,i chociaż z palcami jakoś poszło, tak odwracanie uwagi nigdy mi nie szło zbyt dobrze.

Ta historia z dzieciństwa przypomniała mi się dziś, kiedy po raz kolejny chcąc, czy nie, byłem bombardowany na przemian informacjami z pola bitwy o krzyż i relacją z zaprzysiężenia wąsacza. Tak sobie siadłem i między jednym, a drugim pierogiem dotarła do mnie informacja, że to był w mediach bardzo emocjonujący tydzień. Niby tylko dwie informacje, a pół tygodnia w dziennikach zapchane. Trafiłem na witrynę, na której można sobie było na dowolną stronę postawić swój "własny krzyż", mogłem przebierać w zdjęciach oraz filmach staruszków i staruszek, które na co dzień mają problemy ze staniem przez pięć minut w autobusie, ale miejsce cudownych ozdrowień pod pałacowym krzyżem dodało im sił na walkę z rosłymi strażnikami, jak równy z równym. Chyba będzie to kolejne miejsce kultu, bo takich uzdrowień medycyna chyba nie widziała dawno. Ba!, nawet miałem szansę zalicytować na aukcji ów krzyż. Z "odbiorem osobistym, najlepiej jak najszybszym". A satyrycznych rysunków, "demotywatorów" i zdjęć na NK, to już nie zliczę. Nie zapominajmy o dyskusji nad tym, czy "O żyj..." jest lepsze niż "zimny Lech". Piątek został zaś zdominowany przez wąchola.

Nadziewając kolejnego "ruskiego z cebulką" na widelec, przyszło mi do głowy, że przecież jeszcze, nie dalej niż poniedziałek, a nawet wtorek internet i media kipiały od informacji, że ktoś nie umie zarządzać finansami i ponieważ dalej chce wydawać więcej niż ma, to zanurkuje do mojej kieszeni, i sobie zwyczajnie weźmie. Co się właściwie z tym stało? Z czystej ciekawości kopnąłem się na stronę sejmu i znalazłem informację, że w czwartek na 72. posiedzeniu sejmu VI kadencji miało miejsce I czytanie ustawy. Ta informacja została zepchnięta przez media na drugi plan, ponieważ dla kraju ważniejsza jest grupa emerytów walcząca o każdą drzazgę z przed-pałacowego krzyża.

Przedostatni pieróg wiedząc, że za chwilę skończy, jak jego bracia unikał przeznaczenia, jak tylko mógł. Kiedy dopadło go nieuniknione, zanurzyłem się na powrót w tych moich wyssanych, przecież z palca, rozważaniach. Coś mi świtało w głowie. Niedawno sejm również przegłosował idiotyczną ustawę, która może i w teorii miał być dobra, ale wyszło jak zwykle. Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, została uchwalona mniej więcej w czasie, kiedy media zajęte były relacjonowaniem postępów prac nad badaniem katastrofy smoleńskiej oraz debatą, czy ś.p. Lech Kaczyński, któremu zapewne to już obojętne, będzie sobie odpoczywał tu, czy tam.

Hmmm... Odwrócenie uwagi i sięgnięcie zwinnymi palcami po portfel. Przypadek to, czy jak?

- Ty, Pieróg, a co to tam takiego za oknem? - tym razem z odwracaniem uwagi poszło mi całkiem nieźle - trafiony, zatopiony. A nowemu prezydentowi: krzyż na drogę.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi