Szukaj Pokaż menu

Rewitalizacja starej zarośniętej działki sposobem na covidową izolację

53 987  
225   34  
Jeśli macie za dużo wolnego czasu i rozpiera was energia, to jednym z dobrych rozwiązań może być to, co zrobił ten koleś z forum Yaplakal. Kupił sobie "za grosze" działkę leżącą odłogiem od 10 lat, tuż przy granicach miasta, blisko komunikacji i 25 min drogi od domu... I mimo braku jakiegokolwiek doświadczenia, wziął się do roboty.

Piersi, które wybrały wolność IX

395 146  
1186   100  
Nieważne, czy małe, czy duże. Nieważne, czy przypadkowo, czy im właścicielka pomogła. Ważne, że są na wolności. I że będziemy je dziś oglądać!

Kliknij i zobacz więcej!

Historia po słowiańsku IV: XIX-wieczne wiejskie śluby cz. 2

23 380  
120   12  
W poprzednim odcinku opowieść przerwaliśmy w momencie, gdy państwo młodzi po ślubie zajeżdżali na wozie pełnym znajomych, w towarzystwie grajka, do domu panny młodej. Właśnie tam zaczniemy dzisiejszy odcinek.
l_18471181d24e1802.jpg

Domostwo panny młodej jest miejscem uczty, składającej się po raz kolejny z gorzałki, pierogów, ale też korowaju. Bogatsze rodziny dodawały do tego zestawu mięso, a po jedzeniu stawiały na stół piwo. Korowaj pełni również inną funkcję niż wyłącznie spożywczą – swatowa ofiaruje go nowożeńcom na wesele. W owym czasie była to bułka pszeniczna, według Kolberga, "bez żadnego prawie starania pieczona, bez drożdży". Dlatego właśnie na korowaj mówiło się "zakalec na palec", z powodu tej niedbałości w przygotowaniu.

184712183674041korowaj.jpg

Kiedy korowaj (według Kolberga znacznie mniej starannie wykonany niż powyższy) zostanie już ofiarowany nowożeńcom, wesele odbywa się w domu panny młodej, o ile jest on wystarczająco przestronny. Częściej jednak udawano się do wynajętej karczmy, w której organizowano imprezę. Zupełnie jak dziś wszystkiemu przewodzą starosta i starościna – zostają nimi albo najstarsi wiekiem mieszkańcy wsi, albo swat i swatowa.

Opuszczając dom matki panny młodej, weselnicy w towarzystwie grajka, który ponownie przygrywa im wesołe pieśni, udają się do karczmy, w której wesele ma się odbyć i tam tańcują do upadłego. Najczęściej wykonywane tańce w tamtym okresie przypominały oberka – unikano natomiast poloneza i krakowiaka, ponieważ ludzie z innych regionów Polski po prostu nie radzili sobie z tym ostatnim zbyt dobrze. Jak wskazuje Kolberg, jeśli ktoś był wyjątkowym antytalentem, krakowianie śmieli się z niego, nazywając taniec "bezkształtną kołowacizną" lub w bardziej skrajnych przypadkach "tańcem niedźwiedzia".


Wesele to jednak nie tylko taniec, ale również zabawa przy stole. Nie będzie dla was zaskoczeniem, że na takiej imprezie pito zupełnie bez umiaru. Prowadziło to nie tylko do przepychanek o kolejność do butelki, na weselach rozgrywały się dantejskie sceny i prawdziwe bitwy pięściami lub przedmiotami wokół, w tym oczywiście wspomnianymi butelkami. Nie uznawano tego za coś złego, raczej za stały obyczaj. Kiedy mężczyźni pili, po prostu dawali sobie po twarzy i był to wówczas standard. Co więcej, uczestnicy takich walk, z pociętymi twarzami, bliznami, nieraz nawet okulawieni, chwalili się wśród swoich znajomych pamiątkami na ciele. Jeżeli awanturnik miał po weselu pamiątki, znaczyło to, że impreza była bardzo udana. Mówiło o tym przysłowie: "To my gody, gdy pamiętał stary, co ucierpiał młody".

l_1847119b759b97b1.jpg

Godami nazywano czas wesela, które najczęściej były organizowane między nowym rokiem a wielkim postem. Adwent nazywał się wówczas "przedgody", a czas wielkiego postu "po godach". Wesele trwało najczęściej trzy dni, ale zdarzały się takie, które ciągnęły się aż przez tydzień. Z reguły im dłużej trwała zabawa, tym więcej było pijatyki, kłótni, zwady i bitwy.

Jak widać, wesela w połowie XIX wieku obchodzono bardzo hucznie. Liczyła się tona alkoholu i dobra zabawa, która nieraz przeradzała się w prawdziwą wojnę o flaszkę. Takie picie trwało kilka dni przed i kilka po ślubie. Nasi przodkowie mogliby nas zatem spokojnie zawstydzić, jeśli chodzi o organizację i rozmach imprez weselnych, a także ilość wypitego podczas nich alkoholu.

XIX wiek był bardzo ciekawym czasem, jeśli chodzi o kulturę i obyczaje. Kolejne aspekty życia codziennego z tamtych czasów przedstawię w kolejnych odcinkach Historii po słowiańsku. W następnym epizodzie zajmiemy się lichem. Dowiemy się, dlaczego mówiło się "do licha!", a także czym właściwie to licho było.

***

Artykuł powstał na podstawie informacji zawartych w 16. tomie (dotyczącym Lubelszczyzny) dzieła "Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce" autorstwa Oskara Kolberga, który w XIX wieku w rzeczonym cyklu monografii przybliżył szczegóły życia mieszkańców różnych terenów, w większości tych, które wchodzą w skład obecnej Polski. Z tego względu opisane wyżej zwyczaje mogły wyglądać inaczej w innych regionach.

Źródła: 1
120
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Piersi, które wybrały wolność IX
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Historia milionerki, która nie opuszczała pokoju hotelowego
Przejdź do artykułu Historia najbardziej ekscentrycznego zakładu w historii Londynu
Przejdź do artykułu 8 koszmarnych przeczuć, które niestety się sprawdziły
Przejdź do artykułu Ludger Sylbaris, człowiek, który przeżył dzień zagłady
Przejdź do artykułu Ludzie, którzy mieli niesamowitego farta
Przejdź do artykułu Dlaczego Niemcy i Rosjanie ukrywali istnienie tego miejsca przez dziesięciolecia - tuż przy polskiej granicy
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Kiedy w III Rzeszy zabrakło Coca-Coli, pewien pomysłowy Niemiec "wynalazł" Fantę!
Przejdź do artykułu Jakie są najstarsze dowcipy na świecie?

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą