W poniedziałek wielkiego kaca, nie tylko moralnego, musiał mieć złodziej z Warszawy, który próbował okraść kościół na Woli. Skok prawie się udał, a łup był zacny – czajniki, rzutnik, żelazko, gitary... Opatrzność boża chciała jednak, że po mszy w świątyni zostały dwie butelki wina. Przestępca w mig obie opróżnił, poszedł za potrzebą do łazienki i... zasnął. Obudzili go dopiero wezwani przez księdza policjanci, którzy przewieźli pechowca do aresztu. Ależ to wino mszalne musi mieć kopa!

 

Nie obyło się też bez interwencji służ mundurowych w poznańskiej prokuraturze, gdzie trzeba było ewakuować z budynku około 150 osób. Wszystko przez nieprzyjemny zapach, który zdaniem niektórych przypominał amoniak. Strażacy przeszukali pomieszczenia i zlokalizowali źródło smrodu, którym była... lodówka w piwnicy. Pracownicy prokuratury dopiero wówczas mogli wrócić do pracy. A przecież gdyby lodówka dała łapówkę kilku prokuratorom, to by sprawy nie było... Widocznie chińska jakaś.

 

 

Znacznie poważniejsze kłopoty mają działacze piłkarskiego klubu Karnes Bernt, którzy oskarżyli sędziego o ustawienie meczu. Mimo że argumenty mieli mocne, bo widzieli jak arbiter przed spotkaniem obstawiał piłkarski zakład, a już w 18. minucie wyrzucił ich zawodnika z boiska, rozjemca mocno się wkurzył na te oskarżenia i zagroził klubowi, że jak jego przedstawiciele nie przestaną go obrażać, to... rzuci na nich lapońską klątwę. - Ona działa od kilkuset lat. Jeśli nie odwołają oskarżeń, już nigdy nie wygrają żadnego meczu – stwierdził zdenerwowany sędzia. Ciekawe czy Zdzisiek Kręcina rzucił taką klątwę na polską piłkę? To by dużo tłumaczyło.

 

 

Ale nie wszystkie doniesienia o magicznych mocach się sprawdzają. Przyznał to wreszcie Richard Kingson, bramkarz reprezentacji Ghany, który od kilku miesięcy mówił w mediach, że jego żona jest najprawdziwszą wiedźmą i to właśnie ona odpowiada za jego brak formy, problem ze znalezieniem klubu, a nawet... impotencję. Zmienił jednak zdanie i publicznie odwołał te oskarżenia. Wszystko więc jasne – to musiała być lapońska klątwa.

 

 

Tu akurat lapońska klątwa może nie wchodzić w grę, ale problem jest i tak spory. Brytyjskie firmy ubezpieczeniowe zwracają się do klientów, aby ci nie ćwiczyli w domu. Inaczej ubezpieczyciele mogą splajtować, bo tylko w zeszłym roku musieli z tego powodu wypłacić ponad 2 miliardy funtów. A Brytyjczycy z wiadomą gracją i finezją podczas domowej gimnastyki demolują telewizory, kuchenki, meble, łamią sobie kości i przewracają się na swoje dzieci i zwierzęta, a potem trzeba im jeszcze za to płacić.

 

 

Za to dwóch zatrzymanych na kolumbijskim lotnisku mężczyzn postanowiło poćwiczyć swoje żołądki i jelita. Najwidoczniej przesadzili, bo jeden z nich podczas odprawy zaczął się dziwnie zachowywać. Podczas prześwietlenia wyszło, że miał w przewodzie pokarmowym 40 tys. dolarów w gotówce. Włożył je do kapsułek i połknął. On i jego kompan zostali aresztowani, nie wiadomo jednak czy i kiedy udało się odzyskać wszystkie banknoty. W każdym razie trzeba pamiętać o tym, że pieniądze nie śmierdzą. Nawet takie.

Niedziela